czwartek, 23 października 2014

FLORENCJA I PIZA ~ 11.10-14.10


- Kochanie, znalazłem bilety do Pizy za dwie stówy w dwie strony. To chyba niezła cena, co? Lecimy? - zagaił chłop pewnego wrześniowego poranka. - Pewnie.. - odburknęłam zaspanym głosem, bez głębszej analizy chłopowych słów. Kiedy po chwili powiedział, że zabukował nam samolot, byłam w szoku.

Może to nie była okazja roku. Mając na uwadze to, że w Szwecji w 2012 byliśmy za magiczną kwotę 1 (słownie: jeden) złoty za przelot w jedną stronę, te 200zł już było szaleństwem i żadną promocją. Ale patrząc na to z innej strony: nie mieliśmy w tym roku żadnych konkretnych wyjazdów wakacyjnych na koncie, a na dłużej niż weekend przy trybie chłopowej pracy wyjechać nie możemy, więc zdeterminowani bardzo chcieliśmy się gdzieś ruszyć. Jak już dotarło do mnie, że faktycznie za miesiąc będziemy we Włoszech - byłam zachwycona!

Wybaczcie, że tak zwlekałam z tym podróżowym wpisem, ale muszę przyznać, że te posty są dla mnie najtrudniejsze. Chcę zebrać w nich najważniejsze miejsca, które udało nam się zobaczyć, chcę przekazać Wam główne wskazówki jak wybrać się na taką wycieczkę, o czym nie zapomnieć, a w głowie po powrocie tyle myśli, obrazów i wspomnień, że nigdy nie wiem od czego powinnam zacząć. Za misz-masz z góry przepraszam.Wychodzę z założenia, że każdy/każda z Was wyciągnie z tego coś dla siebie najistotniejszego.


Zasada pierwsza i najważniejsza: nie bójcie się latać! Pamiętam, że lot do Szwecji, jako że był dla mnie pierwszym takim doświadczeniem, ledwo przeżyłam i nie ukrywam, że momenty wzbicia się w powietrze i samego lądowania były dla mnie dość stresogenne, ale już do tego lotu podeszłam z dużą porcją luzu, a strach nieświadomie zamieniłam w podekscytowanie. Walczyłam z chłopem o miejscówkę pod oknem, żeby móc ze szczeką w okolicy zapiętych pasów podziwiać widoki i przekonywać mój mózg, że naprawdę jestem gdzieś między jednym niebem a drugim. To, że w ciągu dwóch godzin można przebyć pół Europy jest genialnym odkryciem i naprawdę warto z tego skorzystać. Katastrof lotniczych jest tak niewiele, że musiałabym mieć ogromnego pecha, żeby akurat na mnie padło. Polecam włączyć takie myślenie. Niech nikt mi nie mówi, że lot samolotem jest dla wyższych sfer, a statystyczny Kowalski musiałby poświęcić całą swoją marną pensję, żeby tak podróżować. Uwierzcie mi (będę niebawem statystyczną Panią Nowak, więc musicie mi wierzyć), że jeśli potrafimy przeczesywać Internet i możemy my dostosować się do terminu lotu, a nie termin do nas, to można złapać naprawdę świetne okazje! Co prawda już dawno nie widziałam lotów za 1zł (choć gdyby się pojawiły, to łapałabym nie patrząc nawet na cel podróży), to jest wiele miejsc w sieci, które same nam te okazje podtykają pod nos - wystarczy z nich skorzystać. Chcąc Was jeszcze mocniej kopnąć w tyłek, podaję listę stron, dzięki którym polecicie za grosze. Na tych facebookowych funpage'ach codziennie pojawia się przynajmniej kilka świetnych ofert i podpowiedzi, jak z nich skorzystać. Wchodźcie na Fly4free, Mleczne Podróże, Krakolot, Tanie Loty, Loter.pl, albo tutaj, zabukujcie bilety i postawcie swoje nogi na terenie innego kraju czy kontynentu! Zazwyczaj taki tani bilet lotniczy wiąże się z tym, że nie zabieramy ze sobą żadnego dużego bagażu, a wszystkie niezbędne dla nas rzeczy musimy zmieścić w walizce o wymiarach 55x40x20 i nie przekroczyć 10 kg, ale to naprawdę nie jest żaden problem! Ja do Włoch spakowałam cztery t-shirty, jedną parę długich spodni, drugą krótkich, bieliznę, jakąś ciepłą bluzę i kurtkę w razie chłodnych wieczorów i jedną dodatkową parę obuwia. Oprócz tego ręcznik i kosmetyki (w dozwolonej ilości, właściwie zapakowane) i naprawdę więcej Wam do szczęścia nie potrzeba. Moja walizka miała jeszcze 3kg luzu i nie miałam pomysłu co jeszcze powinnam zabrać. Być może ciężko byłoby się do podręcznego bagażu spakować na dwa tygodnie nad Morze Czerwone, ale znam takich, co opanowali tą sztukę do perfekcji i z powodzeniem zwiedzają tak świat.

To wszystko tytułem wstępu. Nasz wyjazd nie mógł się obyć bez przygód. Najpierw miły głos oznajmił podróżującym, że samolot, który miał nas zabrać z Balic do Pizy ma opóźnienie i wylot zamiast o 19:40 nastąpi około godziny 21:00. Z tego powodu strefę bezcłową naszego krakowskiego lotniska znam już na wylot. Na całe szczęście sam lot odbył się na tyle sprawnie, że o 23:00 siedzieliśmy już w autokarze, którym przetransportowaliśmy się z Pizy do Florencji. Autokar nie ruszył o planowanej 23:10, ale 23:45 (tutaj potwierdził się stereotyp o tym, że Włosi zawsze na wszystko mają czas), więc na miejsce dotarliśmy o 1 w nocy. Florencja przywitała nas niezliczoną ilością prostytutek ubranych w kuse spódniczki i kozaki do kolan, tłumami afroamerykanów-dresiarzy, a każdy z nich gdzieś się spieszy oraz plagą bezdomnych oblegających dworzec i okolice. Świetna wizytówka miasta, nieprawdaż? A pośród nich my - zagubieni turyści z walizami, bez mapy, bez znajomości włoskiego języka, jakieś 5 kilometrów od hostelu. Kaleczonym angielskim dogadaliśmy się z ochroniarzem McDonalda i ustaliliśmy, którym autobusem mamy dotrzeć na nocleg, a później już totalnie na migi upewniliśmy się kierowcy, że nas tam zawiezie. Autobus pędził jak szalony, a ja obserwując, czy aby szyba nie spada mi na głowę byłam przekonana, że przegapimy właściwy przystanek. Na szczęście kierowca krzyknął nam, że powinniśmy wysiąść i wyskoczyliśmy jak poparzeni na ulicę, a naszym oczom ukazał się hostel. 7Santi to miejsce, w którym znajdziecie najtańszy nocleg we Florencji (19 (!) za osobę), ale co za tym idzie - nie spodziewajcie się luksusów. Pokój wielkości na oko 12m2 w lila kolorze mieścił w sobie dwa dwupiętrowe łóżka, szafę, biurko i dwa krzesła, więc służył wyłącznie do przenocowania. Tam przetrwaliśmy dwie noce, dzieląc pokój z bliżej nieokreślonymi cudzoziemcami (bliżej nieokreślonymi, bo oprócz krótkiego 'hello' nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa). Za to na plus były ładne, świeżo wyremontowane łazienki, ogródek restauracyjny przed hostelem i oferta śniadaniowo-obiadowa. 

We Florencji spędziliśmy całą niedzielę, od rana do wieczora przemierzyliśmy to miasto wzdłuż i wszerz, odhaczając po kolei wszystkie najważniejsze zabytki (a jest ich kilkanaście). Zobaczyliśmy wnętrze przepięknej katedry Santa Maria del Fiore, mierzyliśmy się z dzwonnicą Giotta, byliśmy pod monumentalnym kościołem Św. Krzyża (Santa Croce), przespacerowaliśmy się słynnym Mostem Złotników, staliśmy pod bramą galerii Uffizi (nie weszliśmy do środka nie chcąc tracić dwóch godzin na stanie w kolejce po bilety) i widzieliśmy wiele innych świątyń i pałaców, które zdobią Florencję. Polecam wszystko! To miasto ma niebywały klimat, wąskie uliczki nadają mu tajemniczego charakteru, a rozszyfrowywanie planu miasta i spontaniczne wyznaczanie sobie kolejnych celów zwiedzania przynosiło nam wiele frajdy. Nie sposób jest zobaczyć wszystko mając na zwiedzanie 10 godzin, ale to 10 godzin wystarczy, żeby poodychać podzwrotnikowym powietrzem i zachłysnąć się pięknem Toskanii.








W poniedziałek koło południa, kiedy już stwierdziliśmy, że nie mamy co robić we Florencji (bardzo śmieszne, nie?) przetransportowaliśmy się do Pizy. Zaklimatyzowaliśmy się w hostelu o wyszukanej nazwie "Pisa" (najtańszy hostel w Pizie, nocleg 20, w odległości 15 minut pieszo od lotniska i 25 minut pieszo od wieży, świetny chłopak na recepcji, przestronniejszy pokój i widok na panoramę miasta), zabraliśmy aparat i pognaliśmy do centrum. Kiedy zza którejś kamienicy wyłoniła nam się Krzywa Wieża, nie mogliśmy uwierzyć. Uczysz się o tym, widzisz na zdjęciach jeden z najbardziej charakterystycznych zabytków świata, a tu nagle wyrasta Ci on przed oczami i doznajesz szoku. Wieża jest jeszcze bardziej krzywa niż na zdjęciach! Leci na łeb na szyję, pochyla się ku ziemi tak bardzo, że nie mogłam powstrzymać odruchu łapania jej. Jakby ten kolos naprawdę runął, to zmiótłby najpiękniejszą część Pizy. Na szczęście naukowcy twierdzą, że postoi sobie tak jeszcze przynajmniej 200 lat. Oprócz selfie pod Krzywą Wieżą obowiązkowym punktem programu na Campo dei Miracoli jest zwiedzanie Katedry sąsiadującej z wieżą. Nas do tego zmusiła niejako pogoda, bo zaczęło tak niesamowicie lać, że chcąc się schronić pognaliśmy do muzeum po darmowe wejściówki i przeczekaliśmy najgorsze zwiedzając.




Niestety nie mieliśmy złudzeń, że resztę dnia trzeba spisać na straty, bo pogoda kompletnie się załamała (a my przez nią też) i cały wieczór przekoczowaliśmy w hostelu. Na szczęście mieliśmy jeszcze jakieś 7 godzin wtorku i chcieliśmy je jak najlepiej wykorzystać. Obudziło nas piękne słońce, więc pochłonęliśmy tradycyjne włoskie croissanty w ramach śniadania i poszliśmy raz jeszcze pospacerować po Pizie. Tak rewelacyjnie się złożyło, że od trzech tygodni w Pizie była nasza koleżanka z liceum, która wybyła tam z Polski na Erasmusa i zaoferowała, że pokaże nam trochę miasta. Dzięki niej trafiliśmy na przykład do Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu w Pizie, gdzie mogliśmy sobie usiąść pod palmami i poczuć się jak na Hawajach (bynajmniej nie wiem jak się człowiek czuje na Hawajach, bo jeszcze mnie tam nie było). Poza tym Monika opowiedziała nam o tym, jak się tam mieszka, z kim ciekawym można mieć do czynienia i gdzie robić zakupy spożywcze, żeby nie zbankrutować (1€ za 0.5l wody to dla Polaków kosmos). Z tego miejsca raz jeszcze dziękujemy za możliwość porozmawiania po polsku i kilka cennych wskazówek!

Kicz zalewający kramy z pamiątkami i czarnoskórzy handlarze z "rolexami" dali nam tak w kość, że stwierdziliśmy jednogłośnie, że jedyną pamiątką z wyjazdu będą zdjęcia. Wam udostępniam garstkę, żeby Was zachęcić, cobyście spakowali swoje 10kg fatałaszków, kupili bilety i polecieli to wszystko zobaczyć na własne oczy. Warto!

zdjęcia - Patrycja Patrykiewicz

1 komentarz:

  1. Jak tylko zobaczyłam tekst "I pomyśleć, że jeszcze raptem 10 dni temu budziło mnie słońce Toskanii..." pomyślałam: oooo jaaa!!
    Byłam kilka lat temu we Włoszech i zakochałam się. I marzy mi się znaleźć się w Toskanii, otoczona pięknymi krajobrazami. Ach! Jak o tym wszystkim napisałaś to nabrałam jeszcze większej ochoty.
    Fajnie, że tak Wam się udało, podobno spontaniczne wyjazdy są najlepsze :)

    P.S. Oglądałaś film "Pod słońcem Toskanii"? Uwielbiam! O takiej Toskanii marzę :)

    OdpowiedzUsuń