Pewnie większość moich znajomych zrobi
wielkie oczy na ten sensacyjny tytuł i już zacznie wypatrywać bociana
zmierzającego w naszą stronę. Bociany, jak wiemy z przyrody, przylatują dopiero
na wiosnę, ale na poruszenie tego tematu zdecydowałam się już dziś. Niestety,
Moi Drodzy, starzejemy się z dnia na dzień, a okres błogiego dzieciństwa
wszyscy mamy już dawno za sobą. Nadszedł czas pomyśleć o dzieciństwie naszych
dzieci. Kiedy przyjdzie najlepszy moment
na posiadanie własnych pociech?
W dzisiejszym świecie macierzyństwo coraz
częściej odkładane jest na bliżej nieokreślone „kiedyś”. Nieustanna pogoń za
pieniądzem, chęć zdobycia wykształcenia i znalezienia dobrze płatnej pracy
skutecznie wybijają z głowy młodym ludziom plany związane z założeniem rodziny.
Nie ma się czemu dziwić – koszty kupna mieszkania i utrzymania niemowlaka są
ogromne, a ciągłe pomieszkiwanie na wynajmie (opłacanym przeważnie przez
rodziców) w dużym mieście, w którym możemy studiować i ewentualnie pracować
(jeśli harmonogram studiów nam na to pozwoli) nie daje poczucia stabilizacji i
bezpieczeństwa. Dodatkowo studiowanie daje możliwość przedłużenia sobie
dzieciństwa i etapu bycia na garnuszku rodziców, co niektórym z nas bardzo odpowiada
nawet nie próbując tego ukrywać. I tak biegnie rok za
rokiem, a zegar biologiczny tyka coraz głośniej.
Robiąc rekonesans w otoczeniu doszłam do
wniosku, że większość ślubów zorganizowana została ze względu na nieplanowaną
ciążę. Bardzo rzadko młodzi ludzie mają potrzebę i chęć zawierania związków
małżeńskich, zwłaszcza w wieku do 25 lat. Jeśli słyszymy, że któraś z koleżanek
ze szkoły/sąsiadek/znajomych znajomej wychodzi za mąż, automatycznie
wypatrujemy zaokrąglonego brzuszka i pytamy o termin porodu. Ślub bez "wpadki" jest taką rzadkością, że często staje się większym powodem do plotek i komentarzy
otoczenia niż sama wpadka. „A po co się tak spieszą?”, „Mają jeszcze czas.”
Tylko jakim prawem ten czas, który rzekomo będzie najwłaściwszy ma dyktować otoczenie,
a sami zakochani mają tylko biernie dostosowywać się do nakazów?
Obawiam się, że najlepszy czas na ślub i
planowanie dziecka może dla nas nigdy nie nadejść. Zawsze znajdziemy argument
na to, żeby jeszcze chwilę poczekać. Kiedy już zakończymy pięcioletnią batalię
na uczelni, każdy z nas pragnie odbyć staż albo znaleźć stałą pracę. Presja
społeczeństwa również nie pomaga nam wydorośleć – rodzice często utrzymują nas-studentów,
a później pomagają nam finansowo w dorosłym życiu, nie pozwalając tym samym na
skuteczne odcięcie pępowiny. Granica między rodzicielską pomocą a ciągłym
matkowaniem i wyręczaniem jest bardzo cienka, a młodzi ludzie przez brak
możliwości stabilizacji finansowej często nie mogą jej jasno wyznaczyć. To
wszystko prowadzi do tego, że chłopak w wieku 24 lat, zaraz po zakończeniu
studiów, nawet będąc w kilkuletnim związku nie widzi potrzeby planowania ślubu
i rozmowy o przyszłości, bo jego rodzice nadal widzą w nim nieporadnego synka,
który tyle co z trudem wyszedł z podstawówki. Biorą więc sprawy w swoje ręce, ojciec
załatwia mu pracę w zawodzie u swojego starego kumpla i tłucze młodemu do łba,
że „na dzieci przyjdzie jeszcze czas, teraz masz zdobyć doświadczenie i
awansować na stanowisko kierownika”. Gdyby ten sam chłopak nie był tak
prowadzony za rączkę przez swoich rodziców od dzieciństwa, to w tym wieku
mógłby już mieszkać ze swoją żoną i zabiegać o dziecko, bo wcześniej postarałby
się o stałą pracę, a studia ukończyłby zaocznie. W dużo cięższej sytuacji jest kobieta, która
musi/chce ukończyć dzienne studia bez potrzeby brania urlopu dziekańskiego czy
indywidualnego toku studiów. To ona będzie dźwigać pod sercem przyszłego
potomka, to ona spotka się bezpośrednio z reakcją otoczenia. Planowanie dziecka
w trakcie studiów jest dla niej najczęściej nierozsądne – lepiej przecież
zdobyć tytuł magistra, znaleźć pewną pracę i dopiero pomyśleć o dziecku licząc
na zasiłek macierzyński. Tym sposobem kobieta świadomie decyduje się na dziecko
dopiero około 30 roku życia. A raczej nieświadomie, bo nie zdaje sobie sprawy z
tego ile traci. Młode macierzyństwo to najpiękniejsza rzecz, jaka może spotkać
kobietę. Organizm jest w pełni przygotowany do tego, by udźwignąć trudy porodu,
a wciąż aktywni rodzice są mocno zaangażowani w wychowanie, mając nieustającą
potrzebę pokazywania dziecku świata.
Te początkowo nieplanowane ciąże są świetną
pobudką do natychmiastowego wydoroślenia. Nie mówię tu o ciążach nastolatek,
które na pewno są trudne i niejednokrotnie zmuszają dziewczynę do samotnego
macierzyństwa, bo chłopak stchórzy i ucieknie od odpowiedzialności. Mam na
myśli ciąże moich rówieśniczek, które jeszcze miały w życiu tyle do zrobienia,
a nagle dwie kreski na teście rozkazują im zmodyfikować plany na przyszłość. To
naprawdę nie jest tragedia, tylko od nas zależy jak zareagujemy na tą
informację. Wieść o dziecku potrafi młodych mocno zmobilizować, uczy
odpowiedzialności i wrzuca na głęboką wodę w nowe, dorosłe życie. Za moment
pojawi się na świecie ktoś, kto przewróci ich plany o ślubie i dzieciach po
trzydziestce do góry nogami. W sieci pojawiło się już wiele genialnych
tekstów o wczesnym macierzyństwie. Ja odsyłam Was do Nishki - kobiety, która przeszła wiele, a pisze o tym w taki sposób, że serce rośnie. Na swoim blogu opowiada o swojej ciąży oraz
momencie pojawienia się córki w domu. Zajrzyjcie również koniecznie do Matki Nieidealnej. "Matką być", "Macierzyństwo zmienia" czy "Słodko-gorzkie uroki macierzyństwa" to teksty napisane w sposób ironiczny, z ogromną dawką poczucia humoru przez mamę, która potrafi rozłożyć czytelnika na łopatki i wzruszyć do łez.
Wiem, są różne sytuacje. Związki o różnym
stażu, różnego rodzaju relacje na linii młodzi-rodzice, odmienne podejścia partnerów
do tematu założenia rodziny i wiele innych problemów, o jakich nie sposób
wspomnieć. Ja odnoszę się do kilkuletnich związków opartych na zaufaniu,
wzajemnej miłości i pewności, że z tą osobą spędzimy resztę życia. Nie
traktujmy założenia rodziny i posiadania dziecka jako efekt uboczny, kolej rzeczy, coś nieuchronnego. Niech będą one celem, do którego dążymy, priorytetem. Rozwój zawodowy,
równie istotny, nie musi przysłaniać nam tego, co w życiu ważne – realizacji
siebie jako matki i ojca. Przecież nasze dziecko będzie równie szczęśliwe bez
tony zabawek i markowych ubrań, na które koniecznie chcemy odłożyć myśląc o
posiadaniu dziecka.
Chciałabym kiedyś mieć pewność, że nie
przegapiłam tego najlepszego momentu.
Zdjęcia zostały wykonane w sierpniu ubiegłego roku, kiedy mój siostrzeniec miał niewiele ponad 4 miesiące. Adaś był dla całej rodziny dużą niespodzianką i doskonale pamiętam, jaki szok wywołała informacja, że niebawem pojawi się na świecie. Teraz, z perspektywy czasu wiem, że nie mogłam sobie wymarzyć lepszego momentu na bycie Matką Chrzestną.
zdjęcia - Bartłomiej Nowak
Bardzo mądry tekst! Cieszę się, że tu trafiłam. Mam 23 lata i jestem 2 tygodnie po ślubie. W naszym przypadku była to decyzja zaplanowana i długo wyczekiwana, ale tak jak pisałaś - wokół nas mnóstwo par "bo dziecko". I masz też rację z tym, że odpowiedniego momentu nie ma. Mój obecny już mąż powtarzał: Jak będziemy małżeństwem to dziecko już zawsze będzie zaplanowane i chciane. I ma rację. Na początku małżeństwa? - źle: bo młodzi, bo mają czas, bo kończą studia. Po studiach? - nie, bo trzeba zacząć pracę, ustabilizować się, dostać umowę żeby mieć potem urlop. Tak źle i tak nie dobrze. Ostatnio przypadkiem, w żartach padła wzmianka o dziecku, na co moja mama "za 10 lat" albo "dobra dobra, macie czas". Odpowiedź niby też żartobliwym tonem, ale jednak ma w sobie pogląd całego społeczeństwa.
OdpowiedzUsuńJest ciężko. Ale mam nadzieję, że jak przyjdzie czas na mnie, to będę mogła powiedzieć: "Tak. Ten czas jest teraz i będę się z tego cieszyć".
Dziękuję Ci za ten wpis. :)
Widzę, że mamy podobny punkt widzenia - świetnie mnie rozumiecie, a ja Was! Pozdrowienia dla męża i trzymam kciuki! Róbcie swoje bez względu na to, co mówią inni. Wy wiecie najlepiej, kiedy będzie Wasz czas :)
UsuńHaha! Cóż za zbieg okoliczności! Kilka godzin po przeczytaniu tego wpisu pojechałam do dziecka na zajęcia. Mama chłopca zaczęła pytać jak wesele, czy wszystko się udało. Aż nagle zapytała "A planujecie dzieci"? :) Po czy dowiadując się, że ostatecznie mam dopiero 23 lata, powiedziała: "aaa to Państwo tacy młodzi, macie jeszcze dużo czasu" :)
UsuńPozdrawiaMY!
To Twoje Bobo ? Cudowne! :)
OdpowiedzUsuńMały ze zdjęć jest moim siostrzeńcem, ale cudowności nie można mu odmówić i tak! :)
UsuńZgadzam się w 100% z Tobą, sama dziś myślałam jaka była by reakcja bliskich gdybym powiedziała, że planujemy z chłopakiem ślub, pewnie od razu pytaliby się o płeć... Ale takie "uroki" ślubu w młodym wieku. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, http://lirycznyzakatek.blogspot.com
Mały musi mieć więcej niż 4 miesiące, bo już siedzi sam!
OdpowiedzUsuńMusisz mi wierzyć na słowo, że miał niewiele ponad 4 miesiące. A do zdjęcia, na którym siedzi wśród misiów usiedział całą sekundę, a później musiałam go łapać :)
UsuńPrawda. Często się postrzega nas, młodych ludzi, za mało odpowiedzialnych, mało wiedzących o życiu... Narzuca się nam co i jak mamy robić. Ludzie słysząc moje "Ale ja jestem mentalnie gotowa na małżeństwo!" odpowiadają z politowaniem albo tylko nieco kpiącym wzrokiem. A przecież tak można! Nie widzę nic dziwnego w tym, że mają niespełna 20 lat bardziej niż o studiach i dobrej pracy myślę (i marzę) o małżeństwie i dziecku. Owszem, czasy są trudne, ale... przecież we dwójkę (a nawet trójkę), wspierając się i będąc razem damy radę! : )
OdpowiedzUsuń