poniedziałek, 9 lutego 2015

DZIECIĘCA OTWARTOŚĆ


Podróżuję autobusem. Jak codziennie. Przedostanie się z mieszkania na uczelnię zajmuje mi średnio pół godziny. Przez te pół godziny w komunikacji miejskiej można spotkać zupełnie różnych ludzi. Nierzadko przytrafi nam się dialog z kimś interesującym. Jeśli jesteśmy otwartymi ludźmi.


Jest 18:00. Wracam po całym dniu zajęć na uczelni dość zmęczona. Wpatruję się bezwiednie w okno śledząc cienie przechodniów wijące się wśród miejskich lamp. Marzę o tym, żeby już znaleźć się w domu, w ciepłym łóżku, żeby móc zrzucić z kolan ciężką torbę i wyciszyć myśli. Na uczelni zamieszanie, zbliżająca się sesja jest dość przerażająca pod względem ilości wiedzy, jaką muszę przyswoić, a czasu jak zwykle zbyt mało na wszystko. Autobus dość pusty jak na tę porę dnia, siedzę sama, nikogo obok ani na przeciw mnie. 'I całe szczęście, nikt się na mnie nie gapi' - myślę sobie. Chwilę po tej myśli na kolejnym z przystanków wsiada dorosła kobieta z małą dziewczynką. Kobieta automatycznie sadza dziecko na siedzeniu obok mnie, a sama stoi i podtrzymuje małą. Zerkam kątem oka na towarzyszki mojej podróży. Kobieta po czterdziestce, ubrana w szarą kurtkę z plecakiem na ramieniu i dziewczynka na oko 3-4 letnia, cała w różach i fioletach, ze śmieszną czapą na głowie. Mam słabość do dzieci, to wiadomo nie od dziś. Zwykle pewnie już bym się do małej uśmiechała, zagaiła, ale tak nie miałam na to siły i ochoty, że odwróciłam głowę w okno i zastygłam w tej pozycji. Mała wierci się koło mnie i zaczyna mówić.

- Ciociu, wiem gdzie jesteśmy. Byłam tutaj z mamą.
- Tak? No widzisz, mama powinna już na nas czekać na przystanku, za moment się z nią zobaczymy.
Chwila ciszy.
- Oleńko, siedź spokojnie, kierowca zahamuje gwałtownie i spadniesz z siedzenia.
- Chcę siedzieć tu - i wskazała na fotel na przeciwko siebie.
- Ale po cóż tak kombinować? Zaraz wysiadamy. Siedź grzecznie.
- Ciociu, tu chcę - i schodzi powoli ze swojego miejsca. Ciocia nie mając już żadnego argumentu w rękawie przesadziła dziewczynkę na wybrane przez nią miejsce. Nagle poczułam na sobie wzrok. Zerkam na dziewczynkę, a ta patrzy się na mnie wielkimi uradowanymi ślepiami i usta układa w szeroki uśmiech. Spontanicznie się uśmiecham. Na to słyszę głos cioci.
- Aaa, chciałaś sobie na panią popatrzeć, tak?
- TAK! - wykrzyknęła radośnie i zaczęła się zanosić ze śmiechu. W trakcie tego wybuchu radości wyrzuciła jeszcze wesoło - Pani jest taka ładna! - wciąż patrząc na mnie tymi promiennymi oczami. 

Zaniemówiłam. Odwzajemniałam uśmiech, ale nie potrafiłam nic mądrego sklecić w głowie. Ciocia skwitowała to również na wesoło, po czym zaraz oznajmiła, że wysiadają. Zabierając dziewczynkę do wyjścia przypomniała jej o tym, żeby się ze mną pożegnała. Rzuciła więc śpiewne 'do widzenia!', machnęła rączką i zniknęła. Zostawiła mnie z uśmiechem na twarzy, ciepłem w sercu i natłokiem myśli.

Nic takiego? Pewnie, nic. Ale do tej pory w autobusie spotykałam się tylko z ostentacyjnie dyszącymi nade mną staruszkami, które chcą wymusić na mnie ustąpienie im miejsca, bo tak ciężko im stać, mimo, że same przed momentem biegły do autobusu w podskokach, a torby z zakupami wesoło podskakiwały w rytm ich hasania. Byli też panowie, którym nikt nie wpoił zasady, że kobietę przepuszcza się w drzwiach i pchają się bezczelnie pierwsi nie zwracając uwagi na to, że Cię poturbują. Pamiętam także Pana kierowcę, który celowo uderzył mnie autobusowymi drzwiami, otwierając je ponownie tylko po to, żeby uświadomić mi, żebym weszła w głąb wypełnionego po brzegi autobusu, słysząc przy tym jacy to Ci krakowscy studenci niewychowani i roszczeniowi. Jeśli przydarzały mi się tylko takie sytuacje, to ta dziewczynka z iskierkami w oczach była kompletnie paranormalnym zjawiskiem.

Dzieci są bezpośrednie i szczere. Mówią to, co im ślina na język przyniesie, nie baczą na reakcje innych. Są otwarte i roześmiane. Potrafią dostrzec dużo więcej niż dorośli i nie zwlekając podzielić się tym ze światem. Nie analizują zbyt długo, czy wypada, czy tak można. Nie zachodzą w głowę jak to może się skończyć. Prawią komplementy, dyskutują, dopytują i rozpoczynają dialog z nieznajomymi z tak uroczą łatwością. Żałuję, że my, dorośli, tak szybko tłumimy te dziecięce cechy w sobie. Silimy się na uprzejmość tylko w warunkach koniecznych, traktujemy ekspedientkę w piekarni jak maszynę pakującą nam chleb a recepcjonistkę w przychodni jak komputer, którego obowiązkiem jest nas zarejestrować. Tak często zapominamy, że to są ludzie! Ludzie, którym warto się przyjrzeć, by dostrzec to, co na pierwszy rzut oka niewidzialne, by powiedzieć 'miłego dnia!' i wywołać spontaniczny uśmiech na ich twarzy. W pośpiechu i zgiełku dnia codziennego tak często zapominamy o podstawowych postawach, które chcemy wpajać najmłodszemu pokoleniu. A jak wymagać grzeczności od dzieci, skoro sami się jej wyrzekamy?

Otwartość to skarb, jaki nosimy w sobie. Otwartość na nowe znajomości, nowe doświadczenia, nowe emocje. Otwartość przejawia się w tym, kiedy tłumaczymy drogę do podanego adresu kobiecie, która nie może pod niego trafić, kiedy proponujemy mamie dziewczynki z grupy przedszkolnej naszego syna, że możemy przy okazji odbierać i ją i podwozić do domu, skoro i tak codziennie robimy ten kurs, kiedy zapraszamy sąsiadów zza ściany na ciasto, które właśnie wyjęłyśmy z piekarnika. Otwartość to brak lęku przed wchodzeniem w dialog z nieznajomymi, to oferowanie pomocy potrzebującym, to szczerość, naturalność, towarzyskość, odwaga i kompromis. To bycie dla ludzi, nie obok nich. To bycie bezpośrednim, jak dziecko.
Wpis powstał w ramach inicjatywy Mocnej Grupy Blogerów, do której nominowała mnie Marta z domowo. Jej tekst o otwartości możecie znaleźć tutaj. Zadaniem blogerów jest odniesienie się do pojęcia 'otwartość' na dowolnej płaszczyźnie naszego życia i nominowanie do niego trzech kolejnych blogerów. Marzę o tym, żeby na temat otwartości wypowiedziały się trzy mamy:

1. MINIMALIV - świat małej Tośki wykreowany za pomocą pięknych, niebanalnych zdjęć i genialnych tekstów. Ten blog to przestrzeń w sieci, po wyjściu z której każdy staje się ciut mądrzejszy i bardziej doświadczony. Otwartość Miry to odwaga w formułowaniu własnych przekonań i chęć podejmowania dyskusji na ciężkie tematy.

2. WIKILISTKA - młoda mama ślicznej Wiktorii o dojrzałym spojrzeniu na wychowanie i wielkiej miłości do swojej córki. Otwartość Moniki to zgłębianie oczekiwań czytelników, chęć jak najlepszego dostosowania do nich poruszanych tematów oraz zaspokajanie ich potrzeb estetycznych pięknymi fotografiami.

3. NANUSZKA - życie Nadii okraszone cudownymi zdjęciami utrzymanymi w pastelowych odcieniach. Nie do wiary, że blog powstał zaledwie cztery miesiące temu. Otwartość Malwiny pojmuję jako chęć zawierania nowych kontaktów i dzielenia się pięknymi chwilami z jej rodzinnego życia w kadrach i słowach.

Wiem, sporo ryzykuję. Choćby to, że te blogerki zignorują moje wołanie o post. Ale wychodzę z założenia, że po pierwsze: ja swoje zrobiłam, a jak już wywoływać do tablicy, to najlepszych, a po drugie, dzięki temu wiecie już, gdzie spędzam swój czas w blogosferze i podsunę Wam tym samym świetną lekturę! Pozdrawiam serdecznie z tego miejsca Mirę, Monikę i Malwinę i po cichutku liczę na odzew.


zdjęcie tytułowe - tutaj


    

11 komentarzy:

  1. Czytałam. Zgadzam się. I obiecuję, że jeśli tylko znajdę chwilę i odkopię się z zaległości to coś napiszę. Nie wiem czy w formie podania łańcuszka dalej, bo gdy raz spróbowałam to dostawałam kolejne i tak w kółko, a ja przecież mam mnóstwo zaplanowanych tematów na posty już teraz, ale zapisałam i postaram się nie przeoczyć tego. Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie piękne słowa :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śledzę na bieżąco i wiem, że masz ogrom pracy, a ja tą nominacją tylko Ci jej dołożyłam, ale myśląc o najlepszych blogach, jakie śledzę Twój przyszedł mi na myśl automatycznie. No i bach! Sama do łańcuszków nie jestem przekonana, dlatego ten wykorzystałam w najlepszy z możliwych sposobów :)

      Usuń
  2. Nastęnym razem chyba zacznę się śmiać jak wejdę na Twojego bloga.
    "Podróżuję autobusem" - codziennie, czasem milion razy dziennie. Nie raz zostałam przytrzaśnięta drzwiami od autobusu, jeszcze więcej razy ustępowałam miejsca starszym - niekoniecznie życzliwym osobom. A jeszcze więcej razy stałam wymęczona patrząc jak Panowie sobie wygodnie siedzą. Ale najczęściej po prostu wracałam wymęczona z torbami na kolanach, marząc o łóżku, piżamie i herbacie. Widzę, że mamy podobnie :)
    Czasem gdy jestem bardzo zmęczona - patrzę w szybę, choć jak jest ciemno to i tak niewiele widzę. A jak moja forma jest jako-taka lubię patrzeć na ludzi, rozglądać się, zastanawiać się co myślą, jak się czują - tak jakoś mam. Ale jeszcze w zeszłym roku rzadko kiedy jeździłam sama. Odbierałam z przedszkola 4-letnią Polę, czasem z jej równieśniczą przyjaciółką Leną. Ooooj one to były otwarte. Szczególnie w autobusach. A najszczególniej w tych bardzo zatłoczonych. Ludzie mieli ubaw - ja czerwone policzki, ale niejednokrotnie i ciepło w sercu na myśl o tym, że tym małym pięknotkom tak niewiele potrzeba by zjednać sobie drugiego człowieka :) Ot, dziecięca otwartość!

    Z autobusowych rozmów:
    Pola siedzi grzecznie na siedzeniu obok, a Lena skacze mi po kolanach
    - Lena, ale Ty jesteś wiercipięta - mówię do małej.
    - Marta?? A ja? ja też jestem wiercipięta? - dopytuje Pola.
    - Nie Pola, Ty akurat siedzisz spokojnie - odpowiadam.
    - Aha, czyli ja to jestem nieruchoma pięta? :) :) :)
    Zjednała sobie moje serce i wszystkich śmiejących się pasażerów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, świetne te Twoje towarzyszki podróży! Ta nasza intuicja jest zaskakująca - kiedy pojawiła się u Ciebie na blogu nominacja dla mnie do tego zadania, ja kilka dni wcześniej zapisałam sobie dialog z autobusu i temat wpisu, który chcę niedługo zrealizować. Miałam pisać o otwartości i bezpośredniości dzieci, a Ty mnie o to poprosiłaś zanim zdążyłam sklecić kilka zdań, ale już po tym, jak o tym pomyślałam! Jak to wytłumaczyć? :)

      Usuń
  3. Kochana teraz to mnie zagięłaś! Muszę to przemyśleć, znaleźć temat, o rany! Jak to ma wyglądać? Historia z życia, fikcja? Ale bardzo mi się to podoba, nawet zdjęcia bym do tego specjalnie zrobiła! Nakręciłaś mnie, tylko czy podołam? :o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mira, Twoja skromność mnie rozkłada na łopatki! Jeśli tylko za moją przyczyną podejmiesz wyzwanie i napiszesz tak pięknie, jak to masz w zwyczaju okraszając tekst o otwartości zdjęciami Tosi - będę w pełni usatysfakcjonowana! To, od której strony ugryziesz ten temat zależy wyłącznie od Ciebie. Na pewno zrobisz to najlepiej jak się da!

      Usuń
  4. O kurczę nie spodziewałam się kompletnie! Jestem w tym świecie zupełnie od niedawna a tu takie miłe słowa! Cieszę się ogromnie i już zaczynam myśleć jak te wszystkie słowa zebrać w całość i napisać! Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niewiarygodne, że stworzyłaś swoje miejsce w sieci tylko kilka miesięcy temu - całość wygląda cudnie zarówno w warstwie tekstowej jak również fotograficznej. Masz śliczną córeczkę! Jeśli odpowiesz na moją nominację, będzie mi niezmiernie miło :)

      Usuń
  5. super post :) Ja też kocham dzieci za tą otwartość, szczerość i uśmiech od ucha do ucha :) pracując w przedszkolu miałam tego pod dostatkiem :) a teraz dostaję to od córeczki i jest jeszcze piekniej !!!


    Pozdrawiam ciepło i powodzenia na sesji :)

    PS Jeśli mogę się pokusić o osobistą opinię, myślę że będzie z Ciebie świetna mama :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Post godny polecenia! Dzieci są beztroskie i takie naturalne...

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam dzieci. Mimo tego, że często są strasznie irytujące, ale cenię je za tą otwartość, o której piszesz, za to jak silnie inspirują i jak wiele pozytywnych rzeczy wnoszą do naszego życia. Fajnie, że przyjęłaś #wyzwanieMGB - to bardzo fajne uczucie, gdy widzisz, że akcja, którą współorganizujesz jest napędzana przez innych i "łapana" :)

    OdpowiedzUsuń