poniedziałek, 1 sierpnia 2016

WRACAM

Wnętrze drewnianego domku, w którym nie tak dawno jeszcze tętniło życie, z czasem pokrył kurz. Kiedyś dało się słyszeć głosy gości, którzy z radością zaglądali tu w poszukiwaniu inspiracji i garści słów. Dziś panuje tu niesamowita cisza. Coś sprawiło, że domek opustoszał. Chcę to zmienić.

Kiedyś tworzenie tego miejsca było dla mnie niesamowitą dawką radości. Pamiętam wieczory i noce spędzone na małowygodnym krześle przy blacie biurka w ciemnym pokoju oświetlanym jedynie blaskiem monitora. Pamiętam wielogodzinne przeszukiwanie sieci w poszukiwaniu nowych inspiracji, pięknych zdjęć i wartościowych tematów. Pamiętam to uczucie, kiedy nagła myśl sprawiała, że pędziłam do domu podekscytowana, by móc zapisać każde słowo, które urodziło się w mojej głowie. Pamiętam Was, Wasze słowa, komentarze, wiadomości, które sprawiały, że zdawałam sobie sprawę, że ten blog to nie jest tylko moje miejsce. Że podlegam Waszej ocenie, że treści powinny pojawiać się systematycznie, a jakość zarówno słów, jak i zdjęć musi być nienaganna.

I wtedy coś we mnie pękło. Moje silne dążenie do ideału, wrodzony perfekcjonizm i ciągła chęć bycia jeszcze lepszą mnie zabiły. Z dnia na dzień, ze spuszczoną głową, cicho szurając stopami po posadzce - wyszłam tylnymi drzwiami. Nie było ostentacyjnego trzaśnięcia, nie było panicznego płaczu, ani nawet sentymentalnego westchnięcia. Potrzebowałam stąd uciec. Zostawiając Was i setki pytań o przyczynę, o to, co się ze mną teraz dzieje. 

Przez ostatni rok moje życie nabrało strasznego tempa. Z trudem każdego dnia łapałam oddech i znajdowałam chwilę dla siebie, uciszając kotłujące się myśli. Nie potrafiłam filtrować obowiązków, chciałam wszystko co do mnie należy zrealizować na najwyższym poziomie, niejednokrotnie poświęcając własne zdrowie, relacje z ludźmi czy hobby. Bieg w dążeniu do stawania się lepszym pracownikiem, lepszym nauczycielem uniemożliwił mi skutecznie podejmowanie innych działań sprawiających mi przyjemność, dających satysfakcję i radość. Przyjęłam na swoje barki zbyt wiele, a cieżar obowiązków sprawił, że zamiast walczyć, poddałam się. Wolałam wyjść po cichutku z drewnianego domku niż podjąć trud skutecznego manewrowania swoim czasem.

Nie wierzyłam, że kiedyś tu wrócę. Wydawało mi się, że to miejsce nie ma już prawa bytu. Wiszące u sufitu pajęczyny, przykurzone zasłony w oknach, niemodne już obrusy... Zajrzałam tutaj niedawno jak dziecko stojące na palcach przy opuszczonym domu zaglądające z ciekawością przez resztki szyby we framudze okna. "Jest tu kto?" wyrwało mi się ukradkiem. A serce waliło jak oszalałe. Zostawiłam tutaj kawałek siebie. Tej pozytywnej, roześmianej dziewczyny, której wydawało się, że do niej należy świat. 

Zakasuję rękawy! Chwytam w dłoń miotełkę, ciągnę za sobą odkurzacz. Trzeba tu posprzątać! Trzeba na nowo tchnąć życie w to miejsce. Trzeba sprawić, żeby drewniany domek znów pachniał ciastem i świeżym praniem. Trzeba zadbać o to miejsce, póki nadal chcecie tu być. Póki ja znów chcę tu zamieszkać. Trzeba walczyć o siebie i swoje marzenia. Trzeba znaleźć na nie czas.


   

5 komentarzy: